Gdy z polecenia premiera Mateusza Morawieckiego oddelegowano pracowników administracji na pracę zdalną, Zakład Ubezpieczeń Społecznych zdał sobie sprawę z tego, że brak im wystarczającej ilości sprzętu, a mało tego również odpowiedniej ilości rąk do pracy.
„Z uwagi na zaistnienie okoliczności nadzwyczajnych, nieprzewidywalnych i całkowicie niezależnych od Zakładu – trudną sytuacją epidemiczną, rosnącą skalę zachorowań wśród pracowników Zakładu, zaistniała konieczność separowania kluczowych pracowników w centrali, jak i terenowych jednostkach organizacyjnych Zakładu, w celu ich ochrony przed ryzykiem zarażenia koronawirusem” – czytamy w ogłoszeniu ZUS-u.
Wraz z przekierowaniem pracowników wszystkich oddziałów ZUS na pracę zdalną, na stronie ZUS-u pojawiło się ogłoszenie dotyczące nakłaniania do składania ofert na zakup 1 202 przenośnych komputerów.
Gazeta Wyborcza informuje, że brakuje ludzi do pracy, by zrealizować wszystkie zadania Zakładu. Niektórzy pracownicy trafiają na kwarantannę, inni są chorzy. Ci którzy chcą i mogą pracować, okazuje się, że nie mogą z powodu braku odpowiedniego sprzętu.
Pracownicy Zakładu z rozmowach z Gazetą Wyborczą mówią: “Mówimy wprost, że na zasiłek trzeba będzie czekać może nawet pół roku. ZUS musi wypłacić świadczenie „w ciągu 30 dni od daty złożenia dokumentów niezbędnych do stwierdzenia uprawnień do zasiłków. W „normalnych czasach” było tak, że jeśli Zakład nie dotrzymał terminu, musiał wypłacić zaległe świadczenie z odsetkami. Specustawa covidowa z marca tego roku dokonała jednak wyłomu od ogólnych zasad”.